Jak zostałam potraktowana przez ubezpieczyciela?!
Post sponsorowany
Dzisiejszy post będzie bardziej lifestyle'owy. Chciałabym przekazać Wam trochę moich przemyśleń. Może podyskutujecie ze mną na ten temat.
Kto z nas nie miał w życiu jakiegoś wypadku? Jazda na rowerze skończona niefortunnym upadkiem, którego skutkiem było skręcenie czy złamanie? Upadek ze schodów albo inne przykre incydenty. Ja należę do osób, które można nazwać wręcz ciamajdami- wiecznie sobie coś zrobię. Dlatego też od kilku lat posiadam ubezpieczenie na życie.
Takie ubezpieczenia są dobrym rozwiązaniem, ponieważ po takim wypadku możemy otrzymać jakąś kwotę z tytułu odszkodowania i przeznaczyć ją np. na rehabilitację bądź inny cel. Jednak czy wszystkie towarzystwa ubezpieczeniowe są wobec nas fair?
Średnio płacimy około 50 zł miesięcznie za takie dodatkowe ubezpieczenie. Wypadki- wiadomo, że nie zdarzają się codziennie. Chciałabym Wam opowiedzieć o sytuacji, jaka mnie spotkała.
Posiadałam wykupiony pakiet ubezpieczeniowy, miałam już 2-letni staż w tej agencji i spotkał mnie przykry wypadek. Musiałam przeskoczyć przez płot- nie będę opowiadać czemu- i przeskakując niefortunnie stanęłam na nogę. Noga w jednej chwili zachwiała się i jakby uciekła w jedną stronę, po czym upadłam. Kiedy wstałam, poczułam w nodze niesamowity ból i uczucie jakby ktoś mnie "podkosił" i znowu przewróciłam się na ziemię.
Kiedy jakoś dokuśtykałam się do domu, moje kolano było już bardzo mocno spuchnięte. Postanowiłam wybrać się do lekarza. Zgłosiłam się do pogotowia- tam jednak odesłano mnie z kwitkiem- twierdząc, że to tylko zbicie i mam kupić sobie altacet.
Następnego dnia moje kolano przybrało kolor granatowy, opuchlizna nie chciała zejść a ja miałam już wielki problem z chodzeniem- przez "uciekanie" tej "zbitej"nogi.
Wybrałam się wiec do lekarza rodzinnego. Ten dał mi skierowanie do ortopedy. Niestety moja Pani doktor nie napisała na skierowaniu "PILNE" i zapisano mnie na wizytę za 2 tygodnie. Stwierdziłam, że to za długo i poszłam na oddział ortopedii i tam zaczepiłam jakiegoś lekarza. Ten stwierdził, że mam uszkodzone więzadła i kazał przyjść na wizytę za te 2 tygodnie, a do tego czasu kupić sobie ortezę i ją nosić. Tak też zrobiłam.
Po dwóch tygodniach nie stwierdzono u mnie nic i odesłano z kwitkiem do domu. Noga- jak uciekała wcześniej, tak uciekała do tej pory. Ani jeden z ortopedów nie stwierdził żadnego uszkodzenia. Jakie badania mi zlecili? RTG- tylko.
Poprosiłam lekarzy o dokument do ubezpieczyciela, wystawiono mi papier, że miałam skręcenie stawu kolanowego- jednak ubezpieczyciel te dokumenty odrzucił i stwierdził, że nie należy mi się odszkodowanie. Machnęłam na to ręką.
Mój problem z noga ciągle powracał, a ja bujałam się po lekarzach po całym moim województwie. Jeden stwierdził, że mam zerwanie więzadła i należy wykonać rezonans żeby to potwierdzić. Dostałam skierowanie, czekałam prawie rok w kolejce. Lekarze w moim mieście na sam mój widok dostawali białej gorączki- twierdzili, że udaję chorobę- tylko nie wiem po co?!
Kiedy wykonałam rezonans i przyszłam na wizytę do lekarza, który stwierdził, że nic mi nie jest- widziałam jak zbladł. Okazało się, że miałam zerwane więzadło krzyżowe przednie, tylne, boczne strzałkowe i przypiszczelowe. Ogólnie usłyszałam tylko pytanie- jak Pani z tym chodzi?
Aby pomóc mi w moich cierpieniach ratunkiem była tylko operacja. Przeszłam zabieg rekonstrukcji więzadeł, mam w kolanie kilka śrub na stałe. Niestety nie było czego już łapać, musieli pobrać kawałek mojego ścięgna, z którego zrobiono mi sztuczne więzadła. Po operacji pół roku chodziłam o kulach i przechodziłam ciężką rehabilitację. Szczerze? Pomogło, ale problem znowu wraca. Słyszałam, że niestety, ale moja noga nigdy już nie będzie sprawna w 100%.
Kiedy zgłosiłam się do ubezpieczyciela po zabiegu, po zakończonym leczeniu okazało się, że nie był to wypadek, tylko stare uszkodzenie i zwykła operacja, za które nie należy mi się odszkodowanie. Tu znowu machnęłam ręką. Nie wiedziałam, że istnieje taka instytucja jak kancelaria odszkodowawcza i że mogłam walczyć o swoje.
Dzięki takim kancelariom możemy bez biegania po urzędach, prawnikach i ubezpieczycielach dostać należne nam odszkodowanie.
Dlaczego o tym piszę? Ostatnio mój mąż miał wypadek w pracy. Przebił sobie rękę śrubokrętem. Leczenie nie trwało zbyt długo, jednak odszkodowanie mu się należało, a takiego nie chciano mu dać. Skorzystał z pomocy takiej właśnie kancelarii i okazało się, że taki wypadek również zalicza się do wypłacenia jakiejś sumy pieniędzy.
Nie bójcie się korzystać z pomocy takich instytucji. One są tworzone właśnie po to, aby nam pomóc.
Czy Wy korzystaliście z takiej formy pomocy? Czy też mieliście jakąś przygodę z ubezpieczycielem? Opowiadajcie, czekam na Wasze komentarze.