Ewa Przydryga "Mursz" - recenzja książki
Ewa Przydryga to autorka, dzięki której po wielu latach ponownie zaczęłam sięgać po kryminały czy thrillery. Jej książki zawsze wywołują we mnie masę skrajnych emocji, dlatego też z niecierpliwością wypatruję kolejnych. I tak kiedy zobaczyłam, że pojawił się "Mursz", musiałam go zamówić.
Jeśli czytacie mojego bloga, to wiecie, że książki, po które sięgam najczęściej pochodzą z gatunku romansów, erotyków czy obyczajówek. Kiedyś było zupełnie inaczej. W mojej biblioteczce znaleźć było można jedynie kryminały. Z czasem mi się znudziło i zrobiłam sobie sporą przerwę w czytaniu. Erotyki pozwoliły mi do tej czynności wrócić, a kiedy poznałam książki Ewy - zaczęłam z powrotem interesować się moim ulubionym gatunkiem. W domu mam jeszcze jedną książkę autorki, która czeka na recenzję i obiecuję, że niebawem z nią wrócę. Postanowiłam zacząć od książki, która pojawiła się u mnie całkiem niedawno.
Na początek zostawiam Wam opis ze strony Wydawnictwa:
Las, który odcisnął krwawe piętno na życiu okolicznych mieszkańców, przypieczętuje także jej los…
Pola z trudem usiłuje wrócić do nowego życia bez męża i syna. Po zakończeniu terapii regularnie koresponduje z Kasandrą, z którą zaprzyjaźniła się podczas pobytu w szpitalu. Wkrótce w ręce Poli trafia list, zupełnie inny niż poprzednie, będący zapowiedzią samobójstwa przyjaciółki.
Ujawniony w liście sekret prowadzi Polę do owianego złą sławą Murszu, wymarłej części kaszubskiego lasu. To tam rok wcześniej została zamordowana Lara, koleżanka Kasandry. Wyznania Kas rzucają jednak zupełnie nowe światło na makabryczne zdarzenia tamtej nocy.
Każda z leśnych dróg prowadzi Polę pod drzwi tajemniczej spalonej leśniczówki. Strawiona ogniem chata skrywa mroczne sekrety lasu i mieszkających w nim ludzi. Tych żyjących i tych, którzy na przestrzeni lat w tragicznych okolicznościach stracili tu życie.
Nie będę ukrywać, że na początku ciężko mi było się wkręcić w historię. Opowiadana jest ona z perspektywy czasu oczami trzech bohaterek: Poli, Lary oraz Marianny. Każda z nich przeżyła swoje piekło związane z Murszem. Najpierw Marianna - nauczycielka biologii zamieszkująca leśniczówkę, w której spłonęła żywcem. Później Lara idąca tropem pewnych wydarzeń, organizująca zlot w tajemniczym lesie, zagadkowo zamordowana. A na sam koniec Pola, która ratuje swoją koleżankę poznaną w szpitalu psychiatrycznym od próby samobójczej. W pożegnalnym liście dowiaduje się, że Kasandra wie coś więcej na temat zagadkowej śmierci Lary, u której pracowała. Tak naprawdę to Pola jest naszą główną bohaterką i kiedy to zrozumiałam po kilku przeczytanych kartkach, szybko dałam się porwać temu, co znalazłam wewnątrz tej wspaniałej książki.
Ewa Przydryga ma dar do tworzenia niesamowitych i realnych historii. Czytając "Mursz" czułam się, jakbym była co najmniej partnerką Poli, która próbuje rozwikłać zagadkę, która owiana jest tajemnicą od lat. Czytając historię niejednokrotnie czułam prawdziwy strach, bezsilność, współczucie i masę innych emocji, które pojawiały się nagle i tak prawdziwie. Idąc po ciemnym lesie, owianym gęstą mgłą, czułam na plecach ciarki, a włosy na przedramionach stawały mi dęba. To niesamowite, bo nie każdy autor potrafi wprowadzić czytelnika w tak mroczny klimat. Każdy z bohaterów tej historii był opisany tak dokładnie, że niemalże czułam ich zapach, albo widziałam ich przerażające spojrzenie. Mimo że za "Mursz" zabrałam się dość późno, nie umiałam go odłożyć, dopóki nie doszłam do ostatniej kartki. Wiedziałam, że nie będę mogła zasnąć, jeśli razem z Polą nie dowiem się, kto kryje się za śmiercią Marianny czy Lary.
Książka zakończyła się dość zaskakująco. Mimo że na gałązkach, które autorka dołączyła do paczki z książką miałam podpowiedź, to za nic w świecie nie domyśliłam się kto odpowiada za śmierć Lary. Teraz, znając jej zakończenie i patrząc na karteczki śmieję się sama z siebie, bo wskazówka jest naprawdę czytelna.
Reasumując. "Mursz" to historia, która wywołała we mnie masę emocji - od śmiechu po prawdziwy i przerażający strach. Historia wciągnęła mnie na maksa i bardzo żałuję, że skończyła się tak szybko. Myślę, że z tej opowieści mógłby powstać świetny film, bo to naprawdę coś, co ma potencjał. Ewie gratuluję stworzenia kolejnej tak fantastycznej powieści i życzę nieopuszczającej weny, żeby takich świetnych historii mogło powstać jeszcze więcej. Dziękuję Wydawnictwu Muza za egzemplarz do recenzji.
Mieliście okazję poznać "Mursz"? Znacie książki Ewy Przydrygi?
Zachęcasz i kusisz tą pozycją. Jestem ciekawa, czy mi się spodoba. Chętnie poszukam jej w bibliotekach w okolicy :)
OdpowiedzUsuńSama okładka mnie mega kusi, intryguje i zachęca do lektury :)
OdpowiedzUsuńPrzez to, że historia opowiadana jest z perspektywy 3 osób pewnie też na początku ciężko byłoby mi się w nią wkręcić, co nie zmienia faktu, że fabuła mnie zaciekawiła i będę musiała koniecznie poznać książkę.
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji czytać dwóch ostatnich książek autorki i jestem ich ciekawa.
OdpowiedzUsuńO widzisz a ja jeszcze nie czytałam nic tej autorki wiec chyba będę musiała spróbować może może raz spodoba mi sie jej sposób pisania
OdpowiedzUsuńDużo dobrego czytam o książkach tej autorki, ale jeszcze żadnej nie miałam okazji czytać. Mój plan na nowy rok, to poznać jej debiut.
OdpowiedzUsuńnie sięgam po takie historie, ale tą tak bardzo mnie zaciekawiłaś, że musze się przekonać, czy jest taka ciekawa :-)
OdpowiedzUsuńWprawdzie historie stylizowane na "Wrong turn" (taki film, gdzie źle skręcili w las i ich zjadły mutanty w jakimś opuszczonym domku) to w sumie straszna i śmieszna fabuła. Ale na mnie działa!
OdpowiedzUsuńKsiążka nie jest dla mnie, nie wpisuję się w mój gust czytelniczy, więc sobie daruję ten tytuł.
OdpowiedzUsuń