Laser na porost włosów B-Longa Beautifly - opinia po 4 miesiącach stosowania
Współpraca barterowa z Beautifly
W kwietniu tego roku na moim blogu pojawił się wpis o urządzeniu Beautifly B-Longa. Obiecałam Wam, że będę wracać tutaj co jakiś czas z moją opinią w trakcie stosowania. Na efekty tego lasera trzeba trochę poczekać, więc dopiero dziś wracam z pierwszym tego typu wpisem. Wiem, że wiele z Was na niego czekało, tak więc zapraszam do dalszej części.
Zacznijmy jednak od tego, jaki problem wypadania dotyczył mojej osoby. Pamiętajcie, że ten wpis jest jedynie moimi wnioskami i obserwacjami z ostatnich czterech miesięcy stosowania. Każdej z Was włosy mogą wypadać z innych powodów i należy pamiętać, że najważniejszą sprawą są badania zlecone przez specjalistę, aby wykluczyć choroby czy niedobory w organizmie. Jeśli wszystko jest w porządku, warto również przyjrzeć się swojej pielęgnacji włosów i skóry głowy, ewentualnie ją zmienić i dopiero wtedy sięgać po inne rozwiązania, takie jak np. laser na porost włosów.
W listopadzie zeszłego roku przeszłam COVID-19. Nie była to u mnie tylko "grypa" jak to wiele osób mówi o tej chorobie. Przeszłam ją dość ciężko, mimo że udało mi się uniknąć szpitala. Nigdy wcześniej nie czułam się tak osłabiona i wyczerpana, a skutki tej choroby tak naprawdę czuję do dziś. Jeśli czytacie mojego bloga, to pewnie wiecie, że od dziecka mam bardzo grube i gęste włosy. Nigdy nie miałam z nimi problemów, no, może oprócz tego, że nie lubią się układać i ciężko na nich zrobić jakąś fryzurę. Moja fryzjerka mówi, że jak umawia mnie, to zajmuję jej tyle czasu co trzy przeciętne klientki, więc należę do nietypowych przypadków. Moje włosy są jednak podatne na farbowanie, a końcówki lubią się rozdwajać. Chłoną wodę jak gąbka, a schną godzinami. Wypadanie nigdy nie było moim problemem do czasu COVID. Nawet po porodzie nie widziałam aż tak dużej ilości włosów w odpływie wanny i nie sądziłam, że ten problem dotknie i mnie. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było ścięcie ich po długości i przyzwyczajenie się do nowego wyglądu. Wyniki badań nie były zachwycające, ale też nie były złe, więc nie musiałam przyjmować specjalnych leków. W tym czasie postanowiłam radykalnie zmienić moją pielęgnację włosów i przeszłam na naturalne i wegańskie, delikatniejsze produkty o lepszych składach. Zadbałam też o regularny peeling skóry głowy, odpowiednie jej nawilżenie i suszenie bez przegrzewania. Mniej więcej w tym samym czasie, marka Beautifly zaproponowała mi test lasera na porost włosów B-Longa, więc pomyślałam, że to idealny moment i się zgodziłam.
Patrząc na moje zdjęcia w tego okresu, ciężko mi znaleźć takie, na których widzielibyście łyse placki, które mi się pojawiały podczas wypadania. Szczególnie ucierpiały moje "zakola" i okolice skroni, tam było to najbardziej widoczne i nie wyglądało zbyt ładnie. Moje i tak wysokie czoło, zrobiło się optycznie jeszcze większe, co zaczęło wprowadzać mnie w coraz większe kompleksy. Włosy leciały mi garściami. Mimo upinania ich w koki, pojawiały się w każdym przygotowanym przeze mnie daniu, na każdym meblu i każdej podłodze mojego mieszkania. Było mi wstyd, było mi smutno i modliłam się w myślach, aby zostało mi chociaż trochę włosów na głowie. Odkąd pamiętam zawsze narzekałam na to, że mam aż tyle włosów, bo to naprawdę uciążliwa sprawa, ale teraz zaczęłam to doceniać, bo podejrzewam, że gdybym miała cienkie, rzadkie i delikatne, to na głowie nie zostałoby nic.
Kiedy laser Beautifly B-Longa pojawił się w moim domu, do testów podeszłam bardzo sceptycznie, o czym już Wam pisałam w poprzednim wpisie. Nigdy nie wierzyłam w działanie takich domowych urządzeń i z pewnością nie kupiłabym go samodzielnie, bo bałabym się utopienia pieniędzy. Myślę, że wiele z Was ma podobne podejście, dlatego też piszecie do mnie tyle wiadomości prywatnych dotyczących tego urządzenia. Nie dziwi mnie to. Każdej z Was starałam się odpisać w miarę możliwości i odpowiedzieć na jak najwięcej pytań.
Urządzenie to stosuje się 3 razy w tygodniu. U mnie są to poniedziałki, środy i piątki - czasami soboty, jednak starałam się, aby te dni były stałe, a nie ruchome. Wiem, że regularność jest tutaj podstawą, więc jeśli nie potrafisz się zmobilizować, to efektów niestety nie będzie, a jeśli już, to bardzo długo na nie poczekasz. Sam zabieg trwa 15 minut. Włosy muszą być umyte i wysuszone, oczywiście dobrze rozczesane. Przez całą sesję należy przesuwać urządzenie od nasady do wysokości karku tak, aby jeździć szczotką po całej skórze głowy. Pierwszy raz był dla mnie dość długi, bo nigdy tyle czasu nie spędzałam na rozczesywaniu moich pasm, ale później weszło mi to w nawyk. Po skończonej sesji urządzenie samo się wyłączy, więc nie musicie czesać się z zegarkiem na ręku i niecierpliwie liczyć upływających minut, co uważam za ogromny plus.
Pierwsze efekty widoczne były po około 1,5 do 2 miesięcy od rozpoczęcia kuracji. Na skroniach pojawiły się małe "baby hair". Włosy zrobiły się zdecydowanie mocniejsze, więc przestały się łamać i ... wypadać. Zmniejszenie się wypadania zauważyłam na przełomie lipca i sierpnia i wtedy już odpowiadałam na Wasze pytania dotyczące skuteczności tego lasera. Przejrzałam całą swoją galerię zdjęć i znalazłam takie, na których widać różnicę w miejscach, które były najbardziej dotknięte wypadaniem. Poniżej możecie je zobaczyć. W czerwone kółka zaznaczyłam obszary z łysymi plackami, z czasem zrobiły się mniej widoczne, co bardzo mnie cieszy. Gołym okiem widać różnicę i myślę, że wiele z Was również to zauważy.
Jeden kolaż, to zdjęcia zrobione przy oknie, a drugie to typowe selfie, na których też widzę różnicę w stanie włosów.
Na dzień dzisiejszy, na mojej głowie jest mnóstwo krótkich i wkurzających nowych włosów. Czemu wkurzających? Bo każdy z nich żyje własnym życiem i muszę je przyklepywać lakierem czy pianką, aby nie wyglądać komicznie i wyjść na ulicę. Wiem jednak, że za jakiś czas będą to kolejne piękne i długie pasma włosów, które ponownie przyzdobią moją twarz i dodadzą pewności siebie.
Poniżej zdjęcie z widocznymi baby hair, które na co dzień muszę przyklepywać, żeby były niewidoczne.
Kolejne miesiące stosowania lasera przede mną i mam nadzieję, że wypadanie włosów nie pojawi się u mnie przez długi czas. Zmniejszyło się ono o jakieś 70% więc efekty są świetne i jestem wdzięczna marce Beautifly za zaufanie i możliwość przetestowania tego genialnego produktu. Jestem szczerze zdziwiona i pełna podziwu, muszę zwrócić honor i przyznać, że czasami warto się przełamać i spróbować czegoś nowego. Jestem świadoma, że zmiana pielęgnacji z pewnością też wpłynęła na efekty, ale teraz nie wyobrażam sobie życia bez B-Longa Beautifly.
Jeśli macie wątpliwości, to pamiętajcie, że macie prawo. Marka daje Wam gwarancję zwrotu przez 14 dni bez podania przyczyny. Kupując u producenta, otrzymacie aż 3 lata gwarancji na urządzenie. Obsługa jest prosta i intuicyjna a nowoczesny wygląd tej szczotki będzie cieszył oko przez długi czas.
Jeśli jeszcze nie słyszeliście o B-Longa Beautifly, to tutaj możecie zobaczyć mój wpis, w którym dokładnie opisałam Wam działanie tego urządzenia.
Jeżeli macie jakieś pytania, to zapraszam do zostawienia ich w komentarzu lub wiadomości prywatnej na moim Instagramie czy Facebooku.
Nawet nie wiedziałam, że są na rynku takie cudeńka. Przydałby mi się, bo mam w sumie rzadkie, cienkie włosy.
OdpowiedzUsuńWOW! świetne efekty, nawet nie wiedziałam, że jest takie urządzenie.
OdpowiedzUsuńJa po covidzie też straciłam mnóstwo włosów, ale zastosowałam witaminki na włosy i przestały wypadac i naprawde bardzo się poprawiły.
Lubię wszelkie urządzenia beauty, ale o takim nie słyszałam, chętnie się nim zainteresuję.
OdpowiedzUsuńjestem ogromnie ciekawa jakby się u mnie sprawdził tym bardziej, że mam spory problem z włosami
OdpowiedzUsuńCiekawe jakby się u mnie sprawdził hmm 😁 bo nie ukrywam brzmi naprawdę zachęcająco i faktycznie włoski przy zakolach zaczęły Ci odrastać.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa, jak taki laser sprawdziłby się u mnie. Ostatnio moje włosy mają gorszy okres, dużo mi ich wypada, więc może skuszę się na to urządzenie. :)
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że zauważyłaś u siebie zmniejszenie wypadania włosów aż o ok. 70 %.
OdpowiedzUsuńNie mam bardzo cienkich włosów i na szczęście nie mam z nimi większego problemu.
OdpowiedzUsuńSzczerze to nie do końca mnie to przekonuje, bo włosy są inaczej pospinane na zdjęciach. A jak z grubością kucyka? Baby hairków też nie widać jakoś wybitnie.
OdpowiedzUsuńZrobię dodatkowe zdjęcia, żeby pokazać te baby hair. Jest ich dużo i jak napisałam, muszę je przyklepywać bo mnie denerwują. W każdym upieciu było widać zakola, teraz ich nie ma. Grubości kucyka nie robiłam, bo ja cieniuje włosy, bo gumki pękają jest ich tyle i zawsze tyle było.
UsuńDodałam zdjęcie, gdzie je widać.
UsuńWow, czego to nie wymyślą! Laserty nie dość, że mogą depilować, to też stymulować cebulki włosów. Ciekawe to. Ale efekt jest u Ciebie mega. Super, że tak działa. Ciekawe czy by moje mysie włoski zagęściło.
OdpowiedzUsuńCzy to urządzenie miałoby sens przy łysieniu plackowatym ?
OdpowiedzUsuńWedług producenta tak, ale najlepiej skonsultować się z trychologiem czy innym lekarzem czy nie ma przeciwwskazań.
Usuńniestety, ale napisane słowa "Nigdy nie wierzyłam w działanie takich domowych urządzeń i z pewnością nie kupiłabym go samodzielnie, bo bałabym się utopienia pieniędzy" sugerują że jest to recenzja sponsorowana zatem nie ma żadnego znaczenia. To jest nie w porządku do czytelników którzy szukają obiektywnych opinii, szkoda że nikt nie szanuje naszego czasu, przykre.
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się z Pani słowami. Znam wiele osób, które sceptycznie podchodzą do takich urządzeń, a później cieszą się, że jednak zaryzykowały. Urządzenie oczywiście pochodzi ze współpracy barterowej, o czym informuję na początku wpisu, jednak nie ma to wpływu na moją opinię o tym urządzeniu. Widzę jak wyglądają moje włosy teraz, a jak wyglądały wtedy. Pozdrawiam
Usuń